piątek, 7 sierpnia 2015

Mój poród w UK - 01.08.2015

Nie pisałam nie pisałam, a teraz tyle się tego zebrało, że mam już w głowie pomysły na pięć kolejnych postów, zacznę od tego, że od 6 dni jesteśmy dumnymi rodzicami najpiękniejszej córeczki na świecie! *.*
Malutka przyszła na świat w sobotę 1 sierpnia 2015, 6 dni po terminie, musieliśmy wywoływać poród, który zakończył się próbą próżnociągu i ostatecznie kleszczami. ;-)

W dzień terminu mieliśmy wizytę u położnej, a ja od rana miałam delikatne skurcze co 7-10 minut razem z bólami krzyżowymi, po wizycie u położnej dowiedzieliśmy się po raz kolejny, że mała jest już bardzo nisko, a skurcze są dobrym znakiem, umówiłyśmy się również na 'za tydzień' w razie jakby nie było postępu i wykonany by został masaż szyjki macicy. Po powrocie do domu poszłam się zdrzemnąć, a po drzemce po skurczach już ani widu ani słychu ;p zawiedzeni przeczekaliśmy ten dzień i poszliśmy spać, następnego dnia też nic a nic,
28 lipca (dwa dni po terminie) zadzwoniłam do szpitala bo stwierdziłam, że maleństwo od rana się nie rusza, poczłam dosłownie 2 delikatne kopniaczki i nic więcej, kazano nam przyjść do szpitala, gdzie po podłączeniu mnie pod KTG okazało się, że wykrywa napinanie się brzucha, ciśnienie miałam delikatnie zawyżone. Wspomniałam również, że czuje jakby ze mnie ciekło, przez co po badaniu okazało się, że jest jakaś wydzielina, zaproponowano bym poczekała i za parę godzin miała wykonane USG by przekonać się czy wszystko w środku jest w normie. Szczęśliwi, że zobaczymy maleństwo cierpliwie czekaliśmy na scan - wszystko wyszło ok, jednak chcieli pobrać mi jeszcze krew i zbadać mocz. Na wyniki krwi czekaliśmy strrrrasznie długo, już tak bardzo chcieliśmy iść do domu, gdy nagle zrobiła się godzina 22:00 i kazano mi zostać w szpitalu, bo nadal miałam wysokie ciśnienie, białko w moczu oraz coś tam znaleźli w mojej krwi. Zostać miałam tylko by kontrolowali ciśnienie co 4h. Momentalnie pojawiły mi się łzy w oczach, że Dawid będzie musiał mnie zostawić i spędzimy tę noc osobno ;( Musiał też przynieść mi torbę, więc szybko pobiegł i tak oto zostałam w szpitalu na noc, po raz pierwsz... w ciąży.
Następnego dnia Dawid przyszedł do mnie jak tylko mógł, czyli o 9 rano i czekaliśmy na wizytację lekarza, moje ciśnienie w nocy było już w porządku, mocz w normie. O 11 przyszła pani doktor mówiąc, że mogę iść do domu i dalej cierpliwie czekać, aż coś się zacznie, zaproponowała mi jednak masaż szyjki macicy, jeśli już tak bardzo się niecierpliwie. Zgodziłam się, strrrasznie bolało, wyginałam się na łóżku jakby mnie palili żywcem ;p Na szczęście trwało to tylko 20 sekund i cała obolała mogłam już iść do domu ;-)
***
Tego samego dnia co wyszłam ze szpitala 29 lipca (3 dni po terminie) wieczór: prysznic, kolacja... kładziemy się do łózka oglądamy youtube'a, godzina 00:05 (czyli w sumie 30 lipca) a tu nagle poczułam bezbolesne pęknięcie w środku a 5 sekund później już byłam cała mokra, ciekło mi po nogach ;p Dawid szczęśliwy, ja biorę telefon i dzwonie na oddział, mówiąc że odeszły mi wody - kazano mi przyjechać, szybko suszyliśmy włosy, zabraliśmy torby, wskoczyliśmy w taksówkę i do szpitala. W szpitalu po zbadaniu mnie, położna stwierdziła, że wody wcale mi nie odeszły i odesłała do domu każąc następnego dnia udać się do ośrodka położnych, a jeszcze na następny dzień rano by zjawić się w szpitalu. Znowu zawiedzeni wróciliśmy do domu, tylko pytanie... jak to nie były wody.. to co?

30 lipca (4 dni po terminie) dzwonię do położnych by ustalić godzinę spotkania, o 15:30 miałam się pojawić w szpitalu. Na miejscu upewniliśmy się że malutka w brzuszku jest szczęśliwa, tętno i mocz ok. Położna wypytała mnie o całą sytuacje z poprzedniej nocy, ja poskarżyłam się troszkę na tamtą położną, bo wmówiła mi, że wody wcale mi nie odeszły. Dowiedzieliśmy się, że moja poranna wizyta na następny dzień w szpitalu jest bez sensu, bo skoro w książce mam zapisane, że wody mi nie odeszły, to nie mam po co tam iść... Uparcie stałam przy swoim, mówiąc, że wody mi odeszły i że chce by coś z tym zrobiono, położna zadzwoniła do lekarza wytłumaczyła sytuacje i powiedziała, że następnego dnia rano zostanę zbadana w szpitalu przez lekarza i ocenią co i jak. Można było wyczuć, że była po mojej stronie.
***
Z niecierpliwością czekaliśmy na ten poranek, 31 lipca o 8:00 już stawiliśmy się w szpitalu, minęło trochę czasu zanim lekarz do nas doszedł, ale na szczęście jak zwykle przyznaczono nam łóżko z fotelem gdzie wygodnie mogliśmy czekać. Ok 12:00 przyszła do nas młoda pani doktor i wytłumaczyła mi, że teraz sprawdzą czy rzeczywiście odeszły mi wody płodowe, jesli nie - wyślą mnie do domu, jeśli tak - zacznie się proces wywoływania porodu.
Chwilę później okazało się, że miałam racje, a co za tym idzie położna na nocnej zmianie była w ogromnym i niebezpiecznym błędzie! WÓD JUŻ NIE MIAŁAM OD 35 GODZIN !
W głowie już mieliśmy tę myśl, że ze szpitala nie wyjdziemy w dwupaku ;-) Ale czekaliśmy, tyyyle czekania. O 14:00 przyszła położna założyć mi opaskę na rękę i oznajmiła, że zostaję w szpitalu ;-)
Pół godziny później przyszła pani doktor, która posmarowała mi szyjkę macicy żelem z prostagladyny, który miał ją zmiękczyć i spowodować, że zacznie się rozwierać. W tym momencie miałam 1cm rozwarcia. Dawid poszedł do domu po torby i fotelik samochodowy.
O godzinie 18:00 zaczęłam czuć skurcze, były do zniesienia, ale pół godziny później były już co 2 minuty.. a ja wyłam na cały oddział.. nigdy nie czułam tak ogromnego bólu, próbowałam piłki, leżeć, chodzić... nic a nic nie pomagało. Dawid dzielnie znosił moje mocne tulenie i szczypanie ;-) O 21:30 przyszła położna by sprawdzić jak się sprawy mają, niestety rozwarcie miałam tylko na 3cm, co oznaczało, że poród jeszcze się nie zaczął, a godziny odwiedzin się skończyły i Dawid musiał iść do domu. Znowu płacz, że nie chce zostawać sama, ale zostałam poinformowana, że jak tylko rozwarcie będzie na conajmniej 4cm to Dawid będzie mógł do mnie przyjść. Dostaję zastrzyk w udo, który ma sprawić, że będę trochę senna. Ciągle czuję straszny ból przez skurcze ale jestem ogłupiona. Chwilę po północy ja nadal krzyczę przy co drugim skurczu, przychodzi położna z gazem i mówi, że znowu musi mnie sprawdzić, wdycham gaz podczas każdego skurcza. Rozwarcie na 6cm - dzwonię po Dawida, 5 minut później już jest w szpitalu - jedziemy na porodówkę. ;-)

Teraz już mam gaz który wciągam przy każdym skurczu, więc jest mi trochę lepiej, o 2:00 znów dostaję ten 'senny zastrzyk' który pozwala mi wytrwać do kolejnego sprawdzenia rozwarcia o 4:30 - 9cm... czekamy i cierpimy dalej. Dawid obserwował zapis KTG i gdy widział. że skurcz się zbliżał kazał mi wciągać gaz ;-) Później zmiana położnej, o godzinie 11:00 przychodzi fajna polska pani doktor oznajmiając mi, że jest już 9,5cm rozwarcia i możemy zacząć powolutku przeć!
Tak się cieszyłam, do momentu pierwszego parcia... przez mój kręgosłup czułam okromny dyskomfort, czułam że plecy mogą mi pęknąć, nie potrafiłam się zaprzeć - to był ten strach o kręgosłup i implanty, i dlatego miałam z Polski wskazanie cesarskiego cięcia. Po godzinie przyszła pani doktor Shema by zobaczyć jak się sprawy mają, gdy przyszedł skurcz, powiedziała, że główka jest już blisko, po chwili jednak zdecydowali, że trzeba mi pomóc. Powiedziała, że spróbują próżnociągu, będę nacięta i w ostateczności pojawią się kleszcze.

12:22 - pełne rozwarcie
12:23 - decyzja o próżnociągu i zastrzyk przeciwbólowy
12:25 - próżnociąg zaaplikowany
12:25 - parcie
12:26 - nieudana próba próżnociągu
12:27 - kleszcze zaaplikowane
12:27 - nacięcie
12:27 - parcie z kleszczami
12:28 - jest główka!
12:30 - LEAH JEST NA ŚWIECIE

Tak szybko i intensywnie to wszystko się działo, gdy w końcu pani doktor zaczęła działać, nagle w sali było 5 innych osób a Dawid obok trzymał mnie za rękę i dodawał sił, a ja już dawno bym się poddała z bólu, gdybym tylko mogła, ale tego nie można było zatrzymać ;-) Gdy poczułam ogromne szarpnięcie i dostałam Leah w ramiona wszystko zniknęło, teraz był inny płacz i ogromna ulga. Dostałam szybko zastrzyk bym urodziła łożysko i pani doktor mnie zaszyła.

LEAH
01.08.2015 godz. 12:30
waga: 3080g
Najpiękniejsze dziecko na świecie <3


Po porodzie miałam gorączkę, dlatego zadecydowano o podaniu mi i Leah antybiotyków co już na wstępie wydłużyło nam pobyt w szpitalu..
Na porodówce spędziłam czas do godziny 21:00, w międzyczasie zemdlałam w łazience, ale wszystko już było ok. O 21:00 zawieźli mnie na oddział poporodowy, ale musieli zabrać Leah by podać jej antybiotyk i pobrać krew, miała jej nie mieć przez cały czas ale gdy Dawid po 21:00 musiał iść do domu, to 15 minut później przywieźli mi malutką i już była cały czas ze mną, najpiękniejszy widok, ta jej śliczna buźka i wpatrzone we mnie oczy gdy ją przywieźli.

Mała miała ślady po kleszczach, po których nie było już ani śladu wieczorem następnego dnia. Nocka była spokojna, ale mimo wszystko bardzo chciałam już być w domu, w spokoju i robić wszystko po swojemu... Spędziliśmy w szpitalu po porodzie dwie nocki, 3 sierpnia wyszliśmy do domu ;-) Dawid był w szpitalu przez cały czas kiedy tylko mógł czyli 9-21 caaalutki dzień ;-)






Ciągle wpatrujemy się w małą i nie możemy uwierzyć, że to już, że już po i że już mamy ją obok, coś pięknego *.*
W domu ją zmierzyliśmy: 54 cm żywego szczęścia <3


6 komentarzy:

  1. Gratulacje ! :* mała jest śliczna♥

    OdpowiedzUsuń
  2. To wszystko brzmi tak stasznie, ale dobrze, że na końcu przeszczęśliwie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobieto :-) właśnie przeczytałam opis porodu oczami Twojego Dawida i naprawdę jesteś bardzo dzielna. Współczuję tych okropnych chwil, kiedy musielście czekać nie wiadomo na co i tego bólu :-(
    Najważniejsze, że wszystko jest dobrze i macie prześliczną córeczkę. Szczęścia dla Was 😚

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się nacierpiałaś. Choć stresów pewnie jeszcze więcej. Ja uważam, że w Uk porody są niczym ze średniowiecza. Co prawda mają lepszą aparaturę i są położne bardzo miłe, ale podejście do ciężarnych kiepskie. Mierzenie brzucha metrem ;/ zero padań, nawet kiedy o nie poprosiłam ;/ Wyganianie rodzących do domów ;/ I te ich badania - sama widzisz ile byłaś bez wód płodowych! szok!. Mój mąż mógł być ze mną w nocy w szpitalu, kiedy oni się zastanawiali jeszcze czy nie wysłać mnie do domu (nie wiem ile było rozwarcia bo nawet nikt nie sprowadzał). I moja córeczka miała kleszcze odbite dłużej niż Wasza. Nawet z 3 miesiące po porodzie przy oczku była niewielka skaza. Ale już wszystko zniknęło. Dużo zdrówka !

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzielna z Ciebie kobieta :) Gratulacje córki *, * Mała jest urocza :)
    PS: widzę że najlepiej jej się śpi na gołym torsie taty, słodko :)
    Buziaki dla Was ;**

    OdpowiedzUsuń