środa, 29 października 2014

New nails - panther print

Paznokcie robiłam sobie dzień przed weselem, a potem dwa tygodnie później w Hiszpani - ostatniego dnia naszego pobytu czyli trzy tygodnie temu. Jako że całą płytkę miałam pomalowaną na czerwoną, to dosyć wyraźnie było już widać "odrost" więc wczoraj zdecydowałam się wybrać po pracy do kosmetyczki by coś z tym zrobić. W UK bardzo popularne są salony gdzie paznokcie robią Azjatki i do takiego salonu właśnie się udałam. Powiedziałam tylko że nie chce tipsów bo w pracy niewygodnie mi jest w długich paznokciach, więc zrobiłam żele na swojej płytce paznokcia z akcentem pantery na dwóch paznokciach każdej dłoni ;-) Na dodatek po raz pierwszy w życiu ktoś porządnie zadbał o moje skórki! które były moim kompleksem, teraz jest super ;-)
Nie wiem jak was, ale mnie bardzo relaksuje wizyta u kosmetyczki, mogłabym tam siedzieć i siedzieć, niektórych to nudzi.. dla mnie to jest sama przyjemność ;-)
A oto efekt:

Co na codzień nosicie na paznokciach? ;-)

wtorek, 28 października 2014

1st month anniversary - Wagamama

W poniedziałek, czyli wczoraj obchodzilismy pierwszą miesięcznicę ślubu, ale ten czas szybko leci! Z tej okazji w niedziele rozpoczęliśmy naszą tradycję, którą mamy zamiar powtarzać co miesiąc i kontynuować jak długo się da ;-) Postanowiliśmy co miesiąc jako kolejny miesiąc przeżyty w małżeństwie chodzić do innej restauracji. Bardzo często jemy poza domem, ale zazwyczaj ograniczamy się do kilku 'ulubionych' knajpek, w ten sposób będziemy mieć możliwość wypróbować różnych smaków i znaleźć kilka fajnych miejsc, do których chętnie będzie się wracać.
Na pierwszy ogień poszła restauracja, na wejście do której czailiśmy się już od jakiegoś czasu, ale zawsze było tylko - "aaa nie wiemy czy będzie nam smakowało, chodźmy zjeść coś sprawdzonego" itd.. na dodatek zawsze były kolejki na dostanie stolika. A mowa o japońskiej restauracji Wagamama.
Charakterystyczną dla mnie cechą są tam takie dłuuugie stoliki ;-) 

Na nasze szczęście trafiliśmy na taki moment gdzie restauracja była w połowie pusta (a pół h później nie było już wolnych stolików). Obsługa bardzo miła, widać było zaangażowanie i ciężką pracę!
Na początku zamówiliśmy coś do picia, dla mnie piwo Lucky Buddha, a dla Dawida piwo Singha.


Po dłuższym zastanowieniu w końcu wybraliśmy co chcemy zjeść, Dawid zdecydował się na makaron - Chicken Wagamama Pad-Thai, a ja na ryż - Teriyaki Beef Donburi. Dawid był zachwycony, ja z resztą też, dania były ładne podane, a zapach i smak... nie jestem dobra w opisywaniu takich rzeczy ;p to po prostu trzeba spróbować ;-) 

Gdy już zjedliśmy zamówiliśmy następne piwo "do pogadania" ;-) i kelnerka przyszła z kartą deserów ;-)
Dawid wybrał Coconut Mochi Ice Cream, a ja Rice Wrapped Raspberry Ice Cream Served with Dark Chocolate. Coś innego, nie powiem że nie, u mnie były malinowe kulki lodowe a dookoła była taka jakby gumowa masa ryżowa, przepyszne ;-) Dawida mi niezbyt smakowało, to były lody ale takie jakby w panierce jakby od pączków? też ciekawa sprawa ;D


Posiedzieliśmy jeszcze chwilkę i najedzeni ruszyliśmy do domu ;-) Jestem pewna, że jeszcze nie raz odwiedzimy tę restaurację. Na dodatek ceny są całkiem ok. 


Jakie są wasze ulubione restauracje?

sobota, 25 października 2014

Time to do something.. college?

Hej wszystkim! U mnie za oknem typowa angielska pogoda, ale przynajmniej nie jest zimno, a wolę deszcz niż zimno i śnieg. Co za tym idzie w domu dużo ciepłej kawy i herbaty oraz czasu spędzanego przed laptopem oglądając seriale i filmy - to lubię ;D 
Jako że szalony rok za nami - oszczędzanie i przygotowania do ślubu, teraz można już pomyśleć o czymś więcej, o czymś innym. Jak można się domyślić uwielbiam kosmetyki, make-up i ogólnie beauty stuff, dlatego też mam w planach pójść do college by studiować Beauty Therapy ;-) Chciałabym zacząć może od września, a w międzyczasie by jeszcze lepiej czuć się z angielskim zrobić sobie kurs z języka, który przygotowałby mnie pod mój kierunek, bądź po prostu dodałby mi więcej pewności siebie, ponieważ zdanie ludzi dookoła, że spokojnie ze mną mozna rozmawiac w języku angielskim mi nie wystarcza ;p Także na dniach idę do collegu by zapisać się na egzamin wstępny i po nim będą mogli mnie przyporządkować do odpowiedniego poziomiu języka i się zacznie.
Beauty Therapy można zrobić 3 levele,
1 level zawiera: 
  • Make-up
  • Facials
  • Manicure & Pedicure
  • Health and Safety
  • Reception
  • Anatomy & Physiology
  • Functional skills (depending on your GCSE grades)
2 level:
  • Make-up
  • Facials
  • Eye treatments
  • Waxing
  • Manicure
  • Pedicure
  • Health and Safety
  • Reception
3 level:
  • Health & Safety
  • Promoting additional goods & services
  • Contributing to the financial effectiveness of the business
  • Body Massage
  • Body Electrical
  • Facial Electricals
  • Epilation
  • Indian Head Massage
  • Massage using pre-blended aromatherapy oils
Jest to coś co mnie bardzo interesuje i w co chciałabym pójść tak czy inaczej ;-) Z tym że jeszcze nie wiem czy nie będę chciała tego robić part-time, ponieważ przecież pracuję ;-) Wszystko się okaże jeszcze, na razie angielski przede mną ;-)
A wy studiujecie coś? albo jest coś co bardzo chciałybyście robić?

wtorek, 21 października 2014

Glossybox unboxing pazdziernik 2014

Kilka dni temu dotarł do mnie październikowy Glossybox, oczywiście jak co miesiąc nie mogłam się już doczekać, by zobaczyć co jest w środku ;-) 
Dla przypomnienia jest to co miesięczna subskrypcja pudełeczka z kosmetykami, za którą płacimy £10 każdego miesiąca i otrzymujemy pudełko w którym znajdujemy 4-5 kosmetyków - niespodzianek ;-)
W tym miesiącu nastąpiła pewna zmiana, od tego momentu, karteczka z wypisanymi kosmetykami znajdująca się w pudełku będzie wysyłana drogą elektroniczną. Dobrze czy źle, mnie to nie przeszkadza ;-)





 1. Yves Rocher France, Quelques Notes D'Amour
5 ml of product
price: £33 for 30ml
Jest to 5ml próbka perfum, wyląduje w mojej torebce, zapach wielce nie powala, sama bym go nie wybrała jeśli chodzi o 'pierwsze wąchnięcie' ;-) może z czasem się polubimy?

 2. Ciate London, Paint Pot
full size product
price: £9 for 13,5ml
Czarny lakier do paznokci.. powiedziałabym coś na jego temat gdybym tylko mogła go otworzyć! Jest strasznie mocno zakręcony/zaklejony (?) nie można go ruszyć ;/ także nic niestety na jego temat nie powiem, ale jak widać opakowanie jest słodkie ;-) i cena też niczego sobie.

 3. So Susan Cosmetics, Flutter Mascara
full size product
price: £14,95 for 4ml
Jestem ciekawa jak się sprawdzi, bo jest to już drugi produkt tej firmy ktory znalazlam w Glossybox i powiem szczerze, że róż który już posiadam jest jednym z moich ulubionych, czy to samo będzie z maskarą? Zobaczymy ;-)

 4. Rimmel London, BB Cream Matte
8 ml sample
price: £6,99 for 30ml
Kolor jest niestety bardzo jasny, najwyzej poczekam może zblednę w zimę ;-) Chętnie bym go wypróowała ponieważ ma być matowy, a kremy BB kojarzą mi się z rozswietleniem buzi.

 5. Nuxe, Creme Fraiche De Beaute Mask
full size product
price: £19,50 for 50ml
Ostatnio szukałam jakiejś fajnej maseczki do twarzy i tu nagle znajduję coś w Glossybox ;-) nie jest ona wcale najtańsza i otrzymujemy tutaj full size product, jestem bardzo ciekawa jak się sprawdzi!

6. Etre Belle Cosmetics, Liplift Peel
full size product
price: £10 for 15ml
Jest to peeling na okolice ust, ciekawa sprawa, nigdy nie zastanawiałam się nad robieniem peelingu w tym miejscu (nie licząc peelingów całej twarzy). Tutaj również full size product, wypróbujemy zobaczymy ;-)

Jak widać w tym miesiącu aż 4 full size produkty plus 2 próbki, jestem pozytywnie nastawiona na wypróbowanie wszystkiego by zobaczyć co z czym i jak ;-) A teraz szybkie podsumowanie produktów full size.

Subskrypcja Glossybox: £10
Łączna wartość produktów: £53,45 !

Nieraz się opłaca ;-)
Używałyście jakiś w/w kosmetyk? Słyszałyscie o tych kosmetykach?

czwartek, 16 października 2014

The best day of my life ... 27.09.14

No to w końcu jestem, wróciłam szczęśliwsza, dumna i ze zmienionym nazwiskiem ahh.. no i z mężem ;-) To były długie 3 tygodnie poza Anglią, stęskniłam się. Myślę że o tych trzech tygodniach będzie kilka postów, będę miała więcej zdjęć i wszystko chcę to sobie tutaj zostawić. Dzisiaj chciałabym wrócić do tego czasu gdy byliśmy w Polsce a dokładniej do najszczęśliwszego dnia w moim życiu ;-)
Do Polski przylecieliśmy 23 wrzesnia wieczorem, więc tylko przywitaliśmy się z moją rodzinką i spędziliśmy razem wieczór. Następnego dnia musieliśmy jechać do Konina, a od rana miałam próbny makijaż, który średnio mi się podobał ale stwierdziłam, że najwyżej sobie go trochę zmodyfikuję. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę, już w Poznaniu gdzie szukałam 'doczepów' zauważyłam, że z mojego makijażu pozostała święcąco-lepiąca się maska, a na powiekach poodbijane cienie. Także postanowiłam, że pomaluję się sama, na co nie byłam zbytnio przygotowana i nie miałam wszytskich swoich kosmetyków. W końcu dojechaliśmy do Konina dosłownie na ostatnią chwilę przed zamknięciem salonu sukien ślubnych, a miałam ostatnią już przymiarkę, wszystko na wariackich papierach ;-) Suknia okazała się idealna i mogłam już ją odebrać. Był już wieczór gdy tam zajechalismy wiec znowu nie pozostało nam wiele czasu no i ten wieczór spędzilismy z rodziną Dawida.
Następnego dnia był ślub cywilny i obiad Dawida siostry, której byłam świadkową, więc od rana przygotowania, pomagałam jej się ubrać, malowałam Dawida mamę i drugą siostrę, a na końcu sama ledwo się wyszykowałam :P Troszke sie stresowałam będąc w roli świadka (mimo tego, ze nie był to ślub kościelny), ale przy okazji miałam lekki posmak tego co miało stać się dwa dni później ;-)
Niestety musieliśmy urwać się z przyjęcia o godzinie 18, bo przed sobą mieliśmy jeszcze długą drogę powrotną do mojego miasta rodzinnego zabierając ze sobą Dawida rodziców. Zajechaliśmy ok. 21-22 i po zostawieniu 'wszystkich rodzicow' razem, poszliśmy spać do mojej siostry ;-)
Następnego dnia czyli dzień przed ślubem miałam robione paznokcie, później dopinaliśmy wszystko na ostatni guzik - kamerzysta, fotograf, sala itp. Następnie musieliśmy znów jechać do Poznania by odebrać moją znajomą z pracy - Carmen! Przyleciała specjalnie na nasz ślub ;-) Tego wieczoru zapoznałam ją z rodziną i znajomymi, z którymi spotkaliśmy się wieczorkiem na piwko, tego dnia też Dawid mi zachorował - gorączka i grypa żołądkowa, a następnego dnia ślub!

No i nadszedł ten dzień, rano prysznic i pojechałam na fryzurę. Coś prostego, poprosiłam o loki + by doczepić włosy które kupiłam, w celu zagęszczenia fryzury. Pojechałam do domu i zaczęłam się malować. W moim domu rodzinnym, a są to 64m kwadratowe w bloku, było zdecydowanie za duzo osób ;-) Okazało się, że kamerzysta z panią fotograf już przyjechali od Dawida (który ubierał się w domu mojej siostry), a ja wciąż nie byłam ubrana i moja świadkowa była w drodze. Na szczęście mieliśmy sporo czasu w zapasie, ja po prostu nie lubię jak ktoś musi na mnie czekać ;-) W końcu moja siostra z świadkową zaczęły mnie ubierać, ale zawiązywać sznurki w gorsecie tak porządnie umiała tylko Inga - siostra Dawida, którzy mieli być za jakieś 20 minut, więc musieliśmy chwilkę jeszcze poczekać, ale gdy ona się za to zabrała, od razu czułam, że suknia mi nie spadnie :-) Gdy juz byłam jako tako ubrana, wyszliśmy do dużego pokoju by pan nas pokamerował, w tym czasie dziewczyny zakładały mi biżuterię, poprawiały halki, psikały perfumami i jeszcze coś tam udawały, ze robią ;-) W końcu przyszedł czas by przyjechał Dawid i byśmy zostali pobłogosławieni przez naszych rodziców. To był jedyny moment gdzie troszkę się zestresowałam, ale to było tak, że nie mogłam się po prostu doczekać by go zobaczyć już! No i gdy wszedł... nie mogłam przestać się uśmiechać.. cieszyć, czułam się taka szczęśliwa! No i po błogosławieństwie, wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy pod urząd cywilny. Tam, nie mielismy się prawa stresować dzięki temu, jak panie nam wszystko wytłumaczyły, powiedziały co i jak będzie, co kiedy mamy powiedzieć, jak się zachować itp czyli niczego się nie bałam ;-) Gdy doszło do mówienia przysięgi .. tego uczucia nie da się opisać, jest sie tak szczesliwym, że nic nie jest w stanie tego popsuć! No i od tego momentu nosimy obrączki ;-) Potem pojechaliśmy na sale świętować! Na początku rodzice powitali nas chlebem i solą, a potem goście zaczeli nam składać życzenia. Wytańczyliśmy się za wszystkie czasy, pogadałam ze znajomymi i rodziną, a nie mam na codzień takiej okazji. Carmen była gwiazdą nocy - chyba nawet mnie trochę przyćmiła :P Wszystko było super, wszystko się udało, poza tym że chciałam skończyć wesele wcześniej bo byłam już strasznie zmęczona, a na sali przez ostatnią godzinę bawiło się może z 10-15 osób :P Teraz może zaskoczę wszystkich, ale w nocy zanim poszłam spać to płakałam! Przez moje włosy, bo z moich loków, już na początku wesela zauważyłam, że zrobiły sie dwa wielkie kołtuny. Miałam nawalone tyle lakieru + one spadały mi na gorset który był cały w cekinach i kamieniach, przez co się strasznie poplątały. Podczas mycia myślałam, że będę musiała je obciąć aż do ucha! Ale pomęczyłam się godzinkę (!!) i je jakoś rozczesałam, tracąc z połowę oczywiście :D Dawid pospał 2 godziny i już dostał telefon, że trzeba zwozić wszystko z sali itp więc kazał mi zostać w łóżku, a on pojechał pomóc (kochany mąż). Zaraz po slubie zamiast odpoczynku to zaczęło się kolejne bieganie, musiałam zrobić zdjęcie do dowodu no i przy okazji u naszego kamerzysty omówiliśmy szczegóły i poopłacaliśmy wszystko co jeszcze nie było zapłacone. Szybko do urzędu by złożyć wniosek o dowód, a następnego dnia jeszcze czekała nas sesja zdjęciowa i tak dalej, aż w końcu pojechaliśmy na lotnisko i odlecieliśmy ;-) Przyjechaliśmy do siebie do domku, przepakowaliśmy walichę i udaliśmy się na miesiąc miodowy - ale o tym będzie osobna notka ;-)

Jeżeli chodzi o zdjęcia od pani fotograf, to jeszcze musimy trochę poczekać, ale wysłała już mi ich kilka na facebook'u - mam tutaj na myśli zdjęcia z sesji zdjęciowej, więc troszkę ich tutaj pokażę, a gdy dostanę już wszystkie to pewnie jeszcze się pojawią i one.
Sesja była w Poznaniu, w Parku Sołackim, na Starym Rynku i na Moście Zakochanych.











A panią fotograf mieliśmy najlepszą na świecie, świetna atmosfera i pełen profesjonalizm. A najważniejsze, że kupa śmiechu ;-)
Zapraszamy i polecamy: Monika Stańko Photography