czwartek, 16 października 2014

The best day of my life ... 27.09.14

No to w końcu jestem, wróciłam szczęśliwsza, dumna i ze zmienionym nazwiskiem ahh.. no i z mężem ;-) To były długie 3 tygodnie poza Anglią, stęskniłam się. Myślę że o tych trzech tygodniach będzie kilka postów, będę miała więcej zdjęć i wszystko chcę to sobie tutaj zostawić. Dzisiaj chciałabym wrócić do tego czasu gdy byliśmy w Polsce a dokładniej do najszczęśliwszego dnia w moim życiu ;-)
Do Polski przylecieliśmy 23 wrzesnia wieczorem, więc tylko przywitaliśmy się z moją rodzinką i spędziliśmy razem wieczór. Następnego dnia musieliśmy jechać do Konina, a od rana miałam próbny makijaż, który średnio mi się podobał ale stwierdziłam, że najwyżej sobie go trochę zmodyfikuję. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę, już w Poznaniu gdzie szukałam 'doczepów' zauważyłam, że z mojego makijażu pozostała święcąco-lepiąca się maska, a na powiekach poodbijane cienie. Także postanowiłam, że pomaluję się sama, na co nie byłam zbytnio przygotowana i nie miałam wszytskich swoich kosmetyków. W końcu dojechaliśmy do Konina dosłownie na ostatnią chwilę przed zamknięciem salonu sukien ślubnych, a miałam ostatnią już przymiarkę, wszystko na wariackich papierach ;-) Suknia okazała się idealna i mogłam już ją odebrać. Był już wieczór gdy tam zajechalismy wiec znowu nie pozostało nam wiele czasu no i ten wieczór spędzilismy z rodziną Dawida.
Następnego dnia był ślub cywilny i obiad Dawida siostry, której byłam świadkową, więc od rana przygotowania, pomagałam jej się ubrać, malowałam Dawida mamę i drugą siostrę, a na końcu sama ledwo się wyszykowałam :P Troszke sie stresowałam będąc w roli świadka (mimo tego, ze nie był to ślub kościelny), ale przy okazji miałam lekki posmak tego co miało stać się dwa dni później ;-)
Niestety musieliśmy urwać się z przyjęcia o godzinie 18, bo przed sobą mieliśmy jeszcze długą drogę powrotną do mojego miasta rodzinnego zabierając ze sobą Dawida rodziców. Zajechaliśmy ok. 21-22 i po zostawieniu 'wszystkich rodzicow' razem, poszliśmy spać do mojej siostry ;-)
Następnego dnia czyli dzień przed ślubem miałam robione paznokcie, później dopinaliśmy wszystko na ostatni guzik - kamerzysta, fotograf, sala itp. Następnie musieliśmy znów jechać do Poznania by odebrać moją znajomą z pracy - Carmen! Przyleciała specjalnie na nasz ślub ;-) Tego wieczoru zapoznałam ją z rodziną i znajomymi, z którymi spotkaliśmy się wieczorkiem na piwko, tego dnia też Dawid mi zachorował - gorączka i grypa żołądkowa, a następnego dnia ślub!

No i nadszedł ten dzień, rano prysznic i pojechałam na fryzurę. Coś prostego, poprosiłam o loki + by doczepić włosy które kupiłam, w celu zagęszczenia fryzury. Pojechałam do domu i zaczęłam się malować. W moim domu rodzinnym, a są to 64m kwadratowe w bloku, było zdecydowanie za duzo osób ;-) Okazało się, że kamerzysta z panią fotograf już przyjechali od Dawida (który ubierał się w domu mojej siostry), a ja wciąż nie byłam ubrana i moja świadkowa była w drodze. Na szczęście mieliśmy sporo czasu w zapasie, ja po prostu nie lubię jak ktoś musi na mnie czekać ;-) W końcu moja siostra z świadkową zaczęły mnie ubierać, ale zawiązywać sznurki w gorsecie tak porządnie umiała tylko Inga - siostra Dawida, którzy mieli być za jakieś 20 minut, więc musieliśmy chwilkę jeszcze poczekać, ale gdy ona się za to zabrała, od razu czułam, że suknia mi nie spadnie :-) Gdy juz byłam jako tako ubrana, wyszliśmy do dużego pokoju by pan nas pokamerował, w tym czasie dziewczyny zakładały mi biżuterię, poprawiały halki, psikały perfumami i jeszcze coś tam udawały, ze robią ;-) W końcu przyszedł czas by przyjechał Dawid i byśmy zostali pobłogosławieni przez naszych rodziców. To był jedyny moment gdzie troszkę się zestresowałam, ale to było tak, że nie mogłam się po prostu doczekać by go zobaczyć już! No i gdy wszedł... nie mogłam przestać się uśmiechać.. cieszyć, czułam się taka szczęśliwa! No i po błogosławieństwie, wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy pod urząd cywilny. Tam, nie mielismy się prawa stresować dzięki temu, jak panie nam wszystko wytłumaczyły, powiedziały co i jak będzie, co kiedy mamy powiedzieć, jak się zachować itp czyli niczego się nie bałam ;-) Gdy doszło do mówienia przysięgi .. tego uczucia nie da się opisać, jest sie tak szczesliwym, że nic nie jest w stanie tego popsuć! No i od tego momentu nosimy obrączki ;-) Potem pojechaliśmy na sale świętować! Na początku rodzice powitali nas chlebem i solą, a potem goście zaczeli nam składać życzenia. Wytańczyliśmy się za wszystkie czasy, pogadałam ze znajomymi i rodziną, a nie mam na codzień takiej okazji. Carmen była gwiazdą nocy - chyba nawet mnie trochę przyćmiła :P Wszystko było super, wszystko się udało, poza tym że chciałam skończyć wesele wcześniej bo byłam już strasznie zmęczona, a na sali przez ostatnią godzinę bawiło się może z 10-15 osób :P Teraz może zaskoczę wszystkich, ale w nocy zanim poszłam spać to płakałam! Przez moje włosy, bo z moich loków, już na początku wesela zauważyłam, że zrobiły sie dwa wielkie kołtuny. Miałam nawalone tyle lakieru + one spadały mi na gorset który był cały w cekinach i kamieniach, przez co się strasznie poplątały. Podczas mycia myślałam, że będę musiała je obciąć aż do ucha! Ale pomęczyłam się godzinkę (!!) i je jakoś rozczesałam, tracąc z połowę oczywiście :D Dawid pospał 2 godziny i już dostał telefon, że trzeba zwozić wszystko z sali itp więc kazał mi zostać w łóżku, a on pojechał pomóc (kochany mąż). Zaraz po slubie zamiast odpoczynku to zaczęło się kolejne bieganie, musiałam zrobić zdjęcie do dowodu no i przy okazji u naszego kamerzysty omówiliśmy szczegóły i poopłacaliśmy wszystko co jeszcze nie było zapłacone. Szybko do urzędu by złożyć wniosek o dowód, a następnego dnia jeszcze czekała nas sesja zdjęciowa i tak dalej, aż w końcu pojechaliśmy na lotnisko i odlecieliśmy ;-) Przyjechaliśmy do siebie do domku, przepakowaliśmy walichę i udaliśmy się na miesiąc miodowy - ale o tym będzie osobna notka ;-)

Jeżeli chodzi o zdjęcia od pani fotograf, to jeszcze musimy trochę poczekać, ale wysłała już mi ich kilka na facebook'u - mam tutaj na myśli zdjęcia z sesji zdjęciowej, więc troszkę ich tutaj pokażę, a gdy dostanę już wszystkie to pewnie jeszcze się pojawią i one.
Sesja była w Poznaniu, w Parku Sołackim, na Starym Rynku i na Moście Zakochanych.











A panią fotograf mieliśmy najlepszą na świecie, świetna atmosfera i pełen profesjonalizm. A najważniejsze, że kupa śmiechu ;-)
Zapraszamy i polecamy: Monika Stańko Photography

6 komentarzy:

  1. o jejku,ale na prawdę na wariackich papierach :D ja chyba bym usiadła i zaczęła płakać :D
    świetne zdjęcia !
    gratulacje i szczęścia na nowej drodze życia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję :)
    Świetnie razem wyglądacie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie wyglądacie :* Gratulacje jeszcze raz :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Szalony czas, ale jestem przekonana, że wart każdego wysiłku. Pięknie wyglądałaś :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam szczerze,że pierwszy raz czytam opis czyjegoś ślubu i jest tak piękny, że aż łezki lecą, a zdjęcia po prostu przecudowne ♥ Wprawdzie wiem, że spóźnione, ale gratulacje i wszystkiego dobrego na nowej drodze życia :) :*
    http://dominatt.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń