W listopadzie z naszą agencją oglądaliśmy 3 sypialniany piękny dom, w super okolicy, złożyliśmy aplikację i czekaliśmy (oprócz nas aplikacje złożyły też 3 inne osoby). W tym samym czasie Dawid dowiedział się w pracy, że jedna z kobiet ma do wynajęcia tak samo duży dom w tej samej okolicy, tylko taniej, no i prywatnie. Poszliśmy oglądać ten dom i bardzo nam się spodobał, od razu uzgodniliśmy, że jak tylko obecni lokatorzy się wyprowadzą (początek stycznia) to my tydzień później się wprowadzimy. Kilka dni później, dostałam sms-a z naszej agencji, że nasza aplikacja została zaakceptowana i możemy podjąć kolejne kroki w sprawie przeprowadzki, ja jednak odpisałam, że znaleźliśmy inny dom i będziemy wyprowadzać się 11 stycznia.
I tak przychodzą święta, my tylko odliczamy dni do wielkiej przeprowadzki, a tu sms od pani z pracy Dawida, że ci co teraz tam mieszkają mają mały problem i nie mogą się wyprowadzić, że ona nas przeprasza, że mamy małe dziecko, że jej wstyd, że jej głupio, że nie może ich wyrzucić z domu w zimę, że to było dogadywanie się na słowo, więc nic nie może zrobić. Serio ? Za 2 tygodnie zostaniemy bez dachu nad głową, a ona mówi że jej głupio?
Mamy nauczkę, by nie umawiać się na słowo, wystarczyłby głupi papierek z podpisem, a już mogłaby tak o, po prostu wyrzucić ich z domu, a my moglibyśmy się wprowadzić. No cóż, stwierdziliśmy z Dawidem, że poczekamy do 4 stycznia, aż on wróci do pracy i z nią pogada na czym to wszystko stoi, czy jednak się wyprowadzą czy nie.
Okazało się, że nadal się nie wyprowadzają, a ona nagle zaczęła nam wymyślać inne domy, domy koleżanek (których w ogóle nie była pewna) zupełnie tak, jakby była w 100% przekonana, że nie mamy co liczyć na ten jej dom - czego sama nie potrafiła przyznać. Jeszcze tego samego dnia, zadzwoniłam do naszej agencji, czy znaleźli kogoś na nasze miejsce (oczywiście nie, bo kto by chciał tu mieszkać *.*) wytłumaczyłam całą sytuację i zapytałam o ten dom, co zaakceptowano naszą aplikację ...lecz niestety został już wynajęty innej rodzinie. Landlord powiedział, że mamy się nie martwić naszą wyprowadzką, że wszystko jest ok, zaproponował nam też dwu-sypialniany dom w okolicy naszych miejsc pracy, mam czekać na telefon kiedy możemy iść go oglądać. Powinnam się cieszyć, ale wiem jak to z naszym landlordem jest, nie jeden raz obiecał nam oglądanie domu i nigdy już go nie usłyszałam, dlatego mam zamiar iść jutro do niego do biura o ile w nim będzie i o sobie przypomnieć ;-)
Niezbyt szczęśliwie weszliśmy w ten nowy rok, jeżeli chodzi o mieszkanie, a strasznie nam zależy by w końcu się przeprowadzić, ja w marcu wracam do pracy, za miesiąc przylatuje moja przyjaciółka i pod koniec lutego na miesiąc lub dwa przylatuje mama, więc chciałabym mieć normalne warunki by ich przyjąć i by mogły u nas mieszkać. Do tego wszystkiego dochodzi Leah, która zaraz nam zacznie raczkować, a tu to aż strach ;O no i nie mogłabym zapomnieć o takich już dla nas małych szczegółach jak grzyb i cieknący sufit ;-)
Trzymajcie kciuki, byśmy szybko mogli obejrzeć ten dom i by był przyzwoity! ;-)
Dziś musiałam się troszkę pożalić.
Na koniec pokażę Wam cudowną pszczółkę ;-)
Wszystko będzie dobrze a Leah sama słodycz! :) ����
OdpowiedzUsuńTrzymam za was kciuki
OdpowiedzUsuńJak grzyb to faktycznie czyn prędzej sie wyprowadzać! Bo dla malutkiej to bardzo szkodliwe, nie mówiąc o was.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam ze mieszkacie w UK.
Cieple pozdrowienia z zimowej Polski! :)
Ann
dokładnie ! na szczęście 19 lutego czeka nas przeprowadzka, nowe budownictwo i cudowna okolica, dziekujemy ;*
Usuń