piątek, 14 kwietnia 2017

Jak to bylo z tym moim angielskim?


Dziś post na który wiele z Was czekało, pytałyście i pytałyście, a ja po krótce odpowiadałam i w sumie jak tak by się dłużej zastanowić - to jest o czym pisać ;-) Odpaliłam starego mini laptopa (mam go od 3 liceum) i zanim zabrałam się za pisanie, zaczęłam przegladać stare zdjęcia, włączyłam swoją muzykę! (w tym momencie z głośnika rozbrzmiewa GooGooDolls - Iris <3 aa i przeczytałam nawet swoją pracę maturalną - ale czas w koncu zabrać się za to, po co zamknęłam się w sypialni z laptopem na kolanach z dala od bardzo rozwrzeszczanej Leah i troszkę mniej marudzącego męża ;D

Przed wylotem do UK
Język angielski miałam dopiero w pierwszej klasie gimnazjum i pamiętam, że od samego początku kompletnie olałam ten przedmiot. Zaczęły się ferie zimowe i bardzo zainteresowały mnie kraje anglojęzyczne, więc pożyczyłam zeszyt od koleżanki i przepisałam calutki na nowo starannie i kompletnie, nagle gdy zaczęłam się interesować - zupełnie bez trudu otrzymywałam piątki z kartkówek i sprawdzianów - tak zaczęła się moja miłość do tego języka ;-) W trzeciej klasie gimnazjum zmieniłam szkołę ze względów na klub siatkarski w którym wtedy grałam. Nauczycielka była super, lecz niestety lekcje wyglądały inaczej, nie podobało mi się. Testy gimnazjalne mieliśmy obowiązkowe z j.niemieckiego, więc nie mogłam się sprawdzić z ulubionego języka ;( Przyszedł czas na wybór liceum - wybrałam to obok bursy szkolnej w której mieszkałam, wszyscy piłkarze i siatkarki tam chodzili, takie nasze szamotulskie LO - wspominam znakomicie! Jaki profil wybrałam? angielsko-geograficzny - troszkę dziwne jak na kogoś kto angielski miał dopiero od 1 gimnazjum, a nie tak jak wszyscy od podstawówki (my mieliśmy niemiecki). Co by tu mówić, uwielbiałam angielski w liceum, mieliśmy nauczyciela z jajem, lecz niestety kompletnie nie mieliśmy speaking, reading ani listening - ciągle wałkowaliśmy gramatykę i w sumie nie ma co oszukiwać, było luźno ;-) Czułam się baardzo baardzo dobrze z językiem angielskim, wręcz mówiłam, że mój angielski jest fluent - w jakim byłam błędzie... ;-)

Wyjazd do UK
Do Anglii wylecieliśmy 17 kwietnia 2013 roku (za parę dni stukną nam 4 lata!) Nigdy nie zapomnę gdy weszliśmy do drogerii Superdrug by kupić balsam do ust, który był w takim plastikowym opakowaniu. Podchodzę do kasy by zapłacić i słyszę: "dujunid sysys?" na co ja "can you repeat, please?" (ah te zwroty uczone w szkole... na samą myśl śmiać mi się chce), a ta znowu "sysys? junid?" jeszcze dwukrotnie poprosiłam o powtórzenie, w końcu zrezygnowana ekspedientka wyciąga z pod lady nożyczki i otwiera mi opakowanie balsamu .. SCISSORS! no przecież ...
Nie muszę chyba mówić, że z pytaniem "do you need a bag?" tez miałam problem, no kompletnie nic nie rozumiałam z tej chinszczyzny, przecież w szkole to wszystko, ten cały angielski brzmiał kompletnie inaczej! ;( 
Okazało się, że wszystkie zwroty grzecznościowe przywiezione z angielskich lekcji, takie jak:
"how do you do?", "can you repeat, please?" i inne pełne zdania ..są tak samo nienaturalne i nieużywane jak w Polsce "jak się masz?" czy powiedzenie do przyjaciółki "czy zechciałabyś ze mną wyjść na spacer?" (bo przecież raczej zapytamy "wychodzimy?")
Wiecie co jest najlepsze? Że potrafiłam usiąść, napisać esej na wybrany temat, nie popełniając przy tym błędów, mogłam napisać oficjalne listy po angielsku, mogłam bez problemu czytać ten język ..a wychodząc na zewnątrz do ludzi lub włączając brytyjską tv nie rozumiałam najprostszych zdań. Dziwne co? Nie zapominajmy, że tak jak i w języku polskim, w angielskim mamy slang, różne inne zwroty i akcenty! W Polsce niektórzy mówią śpiewająco, przeciągają niektóre litery, wymawiają słowa inaczej, wypowiadają słowa niepoprawnie (np poszłem zamiast poszedłem) i teraz wyobraźcie sobie, że w szkole uczyli nas poprawnego angielskiego, takiego wiecie - książkowego, wyjeżdzacie do anglojęzycznego kraju, a tu zonk - nic nie przypomina tego angielskiego ze szkolnej ławki.

Jak zaczęłam rozumieć?
Sprawa jest prosta - ja nie wyobrażałam sobie NIE NAUCZYĆ się tego języka, a co w późniejszych latach w UK zauwazyłam - to zdecydowana większość Polaków jest na tyle ignorancka, że ma kompletnie wylane na język urzędowy kraju w którym mieszkają, który daje im chleb i dach nad głową. Idą na łatwizne ..przecież można mieć polską telewizje, wszędzie można poprosić o tłumacza, są polskie sklepy, polski dentysta, polski lekarz ..wszystko! A niech no ktoś okaże niezadowolenie z takiej osoby bez języka .."toż to rasista!" ;-)
No więc, jak wspomniałam angielski był moim priorytetem - szanuję kraj w którym mieszkam, który uważam - jest moim domem, kraj w którym jestem szczęśliwa. Szanuję tutejsze zwyczaje, tutejszy język. Język polski ograniczyłam do rozmów ze znajomymi i rodziną na skype i oczywiście z Dawidem (chociaż próbowaliśmy rozmawiać po angielsku ale to było zbyt śmieszne, z resztą my zawsze mamy sobie tyle do powiedzenia, a wtedy nie potrafiliśmy jeszcze tego ubrać w angielskie słowa). Telewizja angielska to był strzał w 10 - na początku nie rozumiałam nic, to był dla mnie bełkot, mijały dni, tygodnie, a ja zaczęłam wyłapywać słówka po kilka minutach wyczytując z kontekstu "o!o!o! rozumiem! powiedział wtedy, że zaczął śpiewać szybciej niż zaczął chodzić!" (xfactor ..najlepszy program do osłuchania się z językiem ;D mnóstwo akcentów, swobodne codzienne rozmowy). Z czasem rozumiałam więcej i więcej, przyzwyczaiłam się do akcentów, przez co sama nawet lekko załapałam angielski akcent oraz potrafiłam nie tylko swobodnie mówić ale i rozumieć i wyłapywać co mówią ludzie stojący za mną w kolejce. Muszę też dodać, że nie zamykałam się kompletnie w gronie samych Polaków tak jak robi to mnóstwo ludzi: "a pracują tam jacyś Polacy? żebym miał/a z kim pogadać.." to największy błąd i krzywda jaką możemy sobie zrobić. Przebywanie wśród Anglików oraz innych narodowości zmusza nas do rozmowy w języku angielskim, na co dzień pracowałam z mnóstwem Hiszpanów, którzy ledwo dwa słowa znali po angielsku, ale z dnia na dzień mogłam widzieć ich postęp bo kompletnie nie bali się rozmawiać! coś zawsze da się wyrzeźbić czy narysować albo wygestykulować! 
Poszłam do charity shop i kupiłam angielskie książeczki dla dzieci, czytałam je - również nie rozumiałam wszystkiego, ale walczyłam! To wszystko uczy nas codziennego języka, a nie tych sztywnych zwrotów z lekcji angielskiego.
Dużo pytałam, potrafiłam rozmawiać z anglikiem i zapytać czy poprawnie złożyłam zdanie ;D zawsze się ze mnie śmiali i mówili "nieważne! przecież rozumiem co masz na myśli!" a ja twardo "nie, ja chce mówić poprawnie!" gdy czasami nie wiedziałam różnicy w danych zwrotach pytałam co i jak, nie wstydziłam się kompletnie swojej ciekawości i żądzy wiedzy! Wy też się tego nie wstydźcie - wstydzić powinni się ci, co nawet nie potrudzą się o znajomość podstawowch zwrotów ;-)
Przez 2,5 roku pracowałam w supermarkecie Aldi, co za tym idzie - kontakt z klientami. Pamiętam jak na poczatku się wstydziłam, bo nie umiałam nawiązać konwersacji z klientem przy kasie! Ale osłuchałam się, słyszałam co oni do mnie mówią, co odpowiadają koleżanki i koledzy i jakoś to poszło! Bardzo dużo dała mi praca w Aldim, tam najbardziej rozwinęłam swój język. A satysfakcja gdy rozumiesz co mówią ludzie dookoła, gdy oglądasz film w oryginale i wszystko rozumiesz... jest ogromna ;-)
Rozmowy telefoniczne przez długi czas były hmm.. no unikałam ich. Łatwiej było mi rozmawiać twarzą w twarz, ale oczywiście z czasem i rozmowy telefoniczne przestały sprawiać trudność.

Warto znać język!
Oczywiście, że tak! Z tego co zauważyłam, ludzie bez znajomości angielskiego tu w Anglii nie są tacy szczęśliwi, nie przepadają za 'angolami' i wszystkich wyzywają od rasistów. No niestety, ja też bym nie była najszczęśliwsza pod słońcem gdyby w moim kraju byli obcokrajowcy, którzy ciepłym moczem leją na mój język. U mnie w pracy połowa pracowników to Polacy, a 85% z nich to Polacy bez znajomości języka angielskiego. Z jednej strony ok, nasza firma nie wymaga znajomości angielskiego, nawet kontrakty są po polsku, wszystkie informacje są przekazywane też w języku polskim, lecz widzę niechęć większości Anglików, którzy w swoim wlasnym kraju, w pracy nie mogą przekazać prostych komend pracownikom "bo nie rozumieją".. 
Idę do banku/sklepu/jeszcze innego miejsca, pani zerka na moją kartę ..Mrs Marta Kotwica .. "aaah kolejny imigrant" - myśli sobie i zrezygnowana mówi do mnie po mału jak do przedszkolaka "hał ken aj heeelp?" czasami te osoby są z góry wredne i bardzo źle nastawione - potem ja odpowiadam i od razu inne podejście "omg ona mówi po angielsku!" no i widzę zmianę nastawienia do mnie o 180 stopni.
Wiecie czemu jeszcze warto? Bo masz ten komfort pojść do lekarza czy banku, a nawet na zebranie do szkoły i nie czujesz się jak debil, czujesz się jak każda inna osoba w danym pomieszczeniu - rozumiesz wszystko i możesz wszystko. Poznajesz swoje prawa, bo je rozumiesz, Możesz iść do kina, nie musisz wyszukiwać polskich seansów - bo swobodnie oglądasz film w oryginale. Masz większą możliwość znaleźć fajną pracę, możesz poznawać dużo więcej ludzi ..po prostu jest łatwiej i jesteś traktowana/y z większym szacunkiem ;-)

Talenty? Czyli niektórzy mają łatwiej.
Nie wiem czy jest to spowodowane moim uwielbieniem do tego języka, czy po prostu mam taki mini talent (co powiedział mi ostatnio kolega w pracy - Anglik, który prosił mnie bym go uczyła angielskiego, bo on poprawnie pisać nie potrafi ;D). Otóż nie mam kompletnie problemu z rozróżnianiem podobnych do siebie słówek, w 98% przypadków rozpoznam co autor miał na myśli, wyłapię co i jak (np rozróżnie w zdaniu słowa: hear, her, here itp - usłyszę tą minimalną różnicę). Gdy usłyszę coś, od razu jestem w stanie to napisać, nawet nie zastanawiam się nad pisownią, po prostu wiem i już. To samo z czytaniem, no wiem i już - nie wiem skąd ;D Nie jedna osoba w pracy, która mi coś dyktowała powiedziała mi, że jest pod wrażeniem, że wiem dokładnie jak to napisać ze słuchu mimo iż nie jest to mój pierwszy język. Dla kogoś może być to takie nic, ja jednak wiem, że wiele osób ma z tym problem, mnóstwo anglików nie potrafi pisać poprawnie, a co dopiero obcokrajowcy, którzy się  w sumie od nich uczą ;-)

Z czasem jest mi łatwiej wyrazić coś w języku angielskim, bo wbrew pozorom jest to łatwiejszy język, czasami nie wiem jak coś mam powiedzieć po polsku, bo ciągle na dany temat rozmawiałam po angielsku. Zawsze miałam problem z uciekającymi z głowy słówkami, moja przyjaciółka zawsze mi przypomina różne sytuacje m.in. "wlącz ...no to! to! co muzyka z tego leci!" ..."bryka.. radio..." "no! to!" to właśnie ja ;D i w takich momentach czasami szybciej do głowy mi wpadnie angielskie słówko, bo np jedno angielskie słowo ma dużo więcej znaczeń niż w języku polskim. (przykład: glass - oznacza szklankę, kieliszek, szkło, szyba; lift - oznacza podwózka, winda, podnosić, ujędrniać, podwozić)

Hmm myślę, że to by było na tyle - mam nadzieję, że w miare obszernie opisałam co i jak z tym moim angielskim. Dodam jeszcze, że ciągle się dokształcam, czytam sobie po angielsku, filmy oglądamy w oryginale, w pracy więcej rozmawiam z Anglikami, jestem w stanie nawet trochę rozumieć szkocki! haha ;-) Uwierzcie mi - warto, uczcie się jeśli tu mieszkacie. Będzie się łatwiej żyło ;-)



jeansy - topshop
jeansowa kurtka i koszulka - primark

Dobranoc Kochani ;* PS. Teraz leci Good Charlotte - We Believe ..jedna z moich ulubionych <3

1 komentarz:

  1. Super post, daje dużo do myślenia :) A jakaś rada dla osoby, która wgl nie umie angielskiego ? Chciałabym wyjechać za granicę,ale nie wyobrażam sobie być za granicą i nie umieć języka, zero komfortu wyjazdu, strach na każdym kroku:) zacząć jakąś weekendowa szkółkę ? Czy na własną rękę ? Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń