Od trzech dni już jesteśmy w nowym miejscu i jakoś dajemy radę ;-)
7 kwietnia wieczorem zaczęliśmy się pakować, a 8 kwietnia o 8:30 mieliśmy zamówiony wynajem vana. Po spakowaniu wszystkich potrzebnych rzeczy, byliśmy wykończeni, a jeszcze trzeba było zostawić mieszkanie w stanie idealnym, wszystko wymyć itp itd.. Śmieci mieliśmy więcej niż rzeczy, które postanowiliśmy zatrzymać, nowy start to nowy start ;-) im mniej tym lepiej w tym wypadku ;-)
Następnego dnia rano, spotkałam się z moim znajomym, który zgodził się nas zawieźć, w wypożyczalni samochodów, podpisał wszystkie papiery i ruszyliśmy pod nasze mieszkanie gdzie Dawid już był w połowie znoszenia wszystkiego na dół.
Zapakowaliśmy wszystko do vana i gdy ruszyliśmy, była godzina 10:00, jeszcze musieliśmy podjechać pod naszą agencje by zostawić klucze od mieszkania.
Jadąc tymi wąskimi i górzystymi uliczkami Brighton, tylko odliczałam sekundy by jechać nimi ostatni raz, przez szybę samochodu po raz ostatni też pooglądałam wszystkich dziwaków na ulicach i w końcu wyjechaliśmy ;-)
Przed nami mieliśmy 400km drogi, które pokonaliśmy w 4,5h. Podróż minęła nam bardzo dobrze, bez problemów, było baaardzo ciepło i bez korków na ulicach ;-)
Gdy zaczęliśmy zbliżać się do celu, można było zauważyć różnicę: dużo więcej zieleni, lasów, domów. Gdy wjechaliśmy do Scunthorpe, zobaczyliśmy fabrykę stali, jezioro i przede wszystkim coś co najbardziej mi się podoba - domy, po prostu tak rodzinnie ;-)
Gdy zajechaliśmy pod właściwy adres, Kasia pomogła nam się rozładować i po chwili wszystko co mieliśmy wylądowało w salonie, kolega wypił kawę i już chciał ruszać z powrotem. Zaczęliśmy zanosić nasze rzeczy w różne miejsca domu, kilka toreb rozpakowaliśmy, a całą resztę zostawiłam sobie na najstępny ranek.
Tego samego dnia wieczorem, poszliśmy w czwórkę na spacer, Kasia z Przemkiem pokazali nam okolicę, poszliśmy do Aldiego w którym będę pracować, przy okazji zapytałam kiedy będę mogła porozmawiać z managerem sklepu. Generalnie mi się baaardzo podoba, jest spokojnie, ulice są szersze, wszędzie jest miejsce na samochód, nie ma dziwacznych sklepów dla hipisów ;p dookoła słychać j. angielski a nie wszystkie języki świata.
Pierwszą noc spędziliśmy w trójkę ;D (Kasia ma psa i dwa koty, w tym jedno kociątko ;-))
Następnego dnia rano rozpakowałam wszystkie nasze ciuchy, kosmetyki i od razu zrobiło się nam tutaj lepiej ;-) Dawid posprzątał pieskowi i poszedł z nim na spacer ;-) Ten dzień szybko zleciał w sumie na tej organizacji przestrzeni, a wieczorem oglądaliśmy nasze wesele ;-)
Wczoraj od rana wybraliśmy się z Dawidem do miasta autobusem, żeby co nieco zobaczyć i zarejestrować się u lekarza. Dojechaliśmy do centrum (5km, 15 min autobusem) pochodziliśmy po sklepach, weszliśmy do banku i przy okazji zmieniliśmy adres, znaleźliśmy przychodnie i się zarejestrowaliśmy, a zaraz obok w sumie była polska restauracja gdzie zjedliśmy polski obiadek ;-) Przy okazji pogoda bardzo dopisała.
Stwierdziliśmy, że nie tylko mieszkania są tutaj dużo tańsze, ale bilety autobusowe, elektronika, meble (nie mówię tutaj o sieciowych sklepach, ale takich prywatnych) tak samo w polskich sklepach jest dużo taniej.. Dawid pracował w Brighton w polskim sklepie, więc bardzo lubi porównywać ceny z innymi sklepami ;D
W drodze powrotnej weszliśmy do Aldiego i ja poszłam rozmawiać z managerem sklepu, ogólnie rozmawialiśmy jak się czuję, pochwaliłam sklep ;p (bo jest 100 razy schludniejszy!) ustaliliśmy na razie, że do pracy przyjdę 1 i 2 maja, a reszte zmian ustalimy już wtedy.
Dookoła ludzie są dużo życzliwsi, jest tu bardziej po angielsku niż w Brighton... gdzie angielski w większosci usłyszymy tylko w zimę ;D Dookoła sami obcokrajowcy, którzy przywożą ze sobą swoją kulture i zachowania, przez co Brighton jest mało angielskie moim zdaniem.
Dzisiaj rano wybraliśmy się z Dawidem do położnej na wizytę, musieli założyć mi nową książkę ciążową ;p sprawdzono mi ciśnienie, pobrano krew, zmierzono brzuch, zostałam też zważona i zmierzona, oraz najlepsze - posłuchaliśmy bicia serduszka <3
Następną wizytę będę miała za 3 tygodnie, w międzyczasie mam dostać listy ze szpitala oraz właśnie tę książkę ciążową, bo muszą ją jeszcze wypełnić a starą odeślą do Brighton. Mają mnie tez umówić z lekarzami specjalistami od kręgosłupa oraz znieczulenia, by obgadać poród, także będzie się działo ;-)
To wszystko póki co, w poniedziałek wybierzemy się znów do miasta, na rundkę po agencjach mieszkaniowych, może już coś by się rzuciło w oczy ;-)
Miłego dnia!
Przeprowadzki to ciężka sprawa, we Francji przeprowadzaliśmy się mnóstwo razy, mam nadzieję że teraz będę miała spokój na jakiś czas :P Powodzenia w nowym miejscu :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się że życie w mniejszych miastach jest przyjemniejsze, zwłaszcza z małym dzieckiem :-)
OdpowiedzUsuń