czwartek, 11 grudnia 2014

2nd month anniversary - Zizzi

27 listopada minęły dwa miesiące odkąd jesteśmy z Dawidem małżeństwem, dlatego też przyszła pora na kolację i restauracje numer 2 ! O pierwszo-miesięcznej możecie przeczytać tutaj.
Kolacja odbyła się dwa tygodnie temu, a ja piszę o niej dopiero teraz ;O Teraz mam nadzieje, że wszystko wróci do normy. Różnica pomiędzy kolacją na pierwszy miesiąc, a tą na drugi była taka, że teraz już wiedzieliśmy, że jesteśmy w ciąży (wtedy też już byliśmy, ale jeszcze nie wiedzieliśmy ;D) Pierwsza kolacja trwała długo, sporo zjedliśmy, na koniec deser, posiedzieliśmy, pogadaliśmy... tym razem było inaczej. Spędziliśmy w restauracji może 45 minut, z czego większość czekaliśmy na jedzenie ;p Bardzo mi smakowało, ale narzekałam, że mi gorąco, że już mi niedobrze itp... uroki ciąży. Dlatego po zjedzeniu połowy talerza, nie mogłam już patrzeć na jedzenie i nasza kolacja musiała się skończyć ;D Teraz przejdźmy do rzeczy.

Restauracja do której udaliśmy się tym razem, to włoska restauracja Zizzi.

Klimat w środku super, świetne zapachy, tylko stoliki bardzo blisko siebie przez co nie czuję się zbyt komfortowo, chyba musiałabym przywyknąć.
Na start zamówiliśmy po puszce napoju, który swoją drogą uwielbiam! San Pellegrino Limonata.
Już na początku wiedziałam, że nie ma sensu zamawiać starteru, bo nie zmieszcze nic w siebie, a za długo nie posiedzimy :P
Z menu Dawid wybrał coś, czego jeszcze nigdy nie jadł: Calzone Carne Piccante, czyli wielki pieróg (jak pizza złożona w pół ;p) a w środku była roztopiona mozarella, klopsiki, pieczarki i troszkę sosu bolognese. Całość była podana na dużej drewnianej desce. Dawid był zachwycony, ja po spróbowaniu stwierdziłam, że sama bym to zamówiła, dałabym więcej sosu bolognese do środka i odrzuciłabym pieczarki ;-)

Ja, jak to ja musiałam zamówić makaron, uwielbiam makarony ;-) Wybór padł na danie: Strozzapreti Pesto Rosso. A na talerzu zobaczyłam makaron, z kurczakiem w pesto. Bałam sie że będzie pikantne, ale nie było ani troszkę ;-) Smak był świetny! Po zjedzeniu połowy talerza już byłam pełna ale odpoczęłam chwilkę i skubałam skubałam że nagle talerz był pusty, na koniec jednak zrobiłam sie taka pełna że nie chciałam słyszeć o deserze i musieliśmy szybko wyjść na świerze powietrze ;D



Jedzenie było pyszne, na pewno tutaj jeszcze wrócimy, poczekamy jednak na drugi trymestr ciąży, zebym moze była bardziej znośna ;-) Na koniec pospacerowaliśmy i poszliśmy do domu ;-)


Z tej okazji nawet jak widać zakręciłam włosy ;D
Jeżeli lubicie włoską kuchnię, to z pewnością polecam restaurację Zizzi ;-)

1 komentarz: