W zeszły weekend wybraliśmy się w trójkę do Zoo, o którym wcześniej nie mieliśmy zielonego pojęcia, ale od czego jest instagram i cudowne kobitki, które nas obserwują!? No więc, okazało się, że 45 minut drogi autem i tak, jest Zoo.
Za bilety zapłaciliśmy 30 funtów, czyli 15 na łebka, Leah jeszcze za darmo. Tanio? drogo? nie wiem, nie mam zbyt dużego porównania bo byłam tylko w Zoo w Poznaniu, a to wiadomo inny kraj, inna waluta.
Na wstępie chciałabym tylko zaznaczyć, że bardzo irytowały mnie komentarze typu 'aaa niewarto jechać, bo i tak nic nie zobaczycie, zwierzęta się chowają/są daleko' itp. Przede wszystkim szanuję zwierzęta i bardzo, powtarzam BARDZO mnie to cieszy, że mają zapewione takie dobre warunki jak duży wybieg oraz miejsce gdzie mogą się schować czyt. czuć bezpiecznie. Dziękuję wszystkim dookoła, ludziom od obrony praw zwierząt, fundacjom odpowiedzialnym za to wszystko, że nie zamykają tych zwierzaków w klatkach 2x2 by ludzie mogli je oglądać z bliska i niemalże dotknąć. Zwierzęta powinny mieć swoje prawa i zdecydowanie jestem za tym, by takie warunki w Zoo były. Także jechalismy do Zoo ze świadomością, że wcale nie musimy zobaczyć zwierzaków z bliska, jednakże było inaczej z czego oczywiście się bardzo cieszylismy ;-)
Na samym początku było takie oczko wodne, a w nim kaczki - Leah ulubiona część wycieczki. Pokazywała palcem i wołała kwa kwa ! Następnie lwy, przy których staliśmy dobre pół godziny - to było coś wspaniałego! Można było zauważyć kilka cech charakteru tych kociaków, mam ogromny szacunek do tych zwierząt, lewki zrobiły na nas największe wrażenie ;-)
..a później to juz był spacer ;-) zobaczyliśmy tygrysy, kangurzątka, nosorożca (Dawid widział jednorożca ;O) niedźwiedzie polarne, wydry, małpki i jeszcze kilka innych. Nie mieliśmy ogromnego parcia by zobaczyc wszystko, dla Leah frajdą było to, że sobie biegała ;-)
Na pewno wrócimy tam gdy zrobi się cieplej, bo tym razem po 2 godzinkach uciekaliśmy zmarznięci do samochodu a mała od razu padła wyczerpana ;-)